niedziela, 25 maja 2014

Kalendarium imprez - Nijmegen 2014

Lato zbliża się wielkimi krokami. Pierwsze wielkie wydarzenia sezonu mamy już za sobą. Najpierw pomarańczowa fala zalała Holandię świętując pierwszy w historii Dzień Króla, potem zrobiło się nieco poważniej i wszyscy zamilkli w chwilowej zadumie wspominając poległy podczas II Wojny Światowej. Dodenherdenking to chyba jedyne święto w Holandii obchodzone w takim duchu jak większość polskich uroczystości. Następnego dnia jednak robi się znów weselej świętując Dzień Wyzwolenia.

Sezon tak naprawdę się dopiero zaczyna. Przed nami jeszcze całe lato, moi Drodzy, a to oznacza wiele imprez. Co i kiedy będzie się w tym roku działo w Nijmegen? Kiedy warto się wybrać do najstarszego miasta w Holandii?

29 MAJA – HEMELSVAART

To co u nas w Polsce jest świętem religijnym, w Holandii jest kolejną okazją do zorganizowania imprezy. Jak w Nijmegen będzie się świętowało Wniebowstąpienie? Zapraszając różnych artystów i zmieniając jedną z ulic w centrum miasta w wielka imprezę. Jak co roku na Molenstraat można będzie spodziewać się koncertów zarówno na zewnątrz, jak i imprez w licznych knajpkach. Niestety przyznam, że lista muzyków nic mi nie mówi. Sprawdzcie sami ;)

31 MAJA - FORTAROCK / EMPORIUM

W ostatni dzień maja Nijmegen stanie się rajem dla wielu fanów muzyki i imprezowiczów. Tego samego dnia odbędą się dwie wielkie i bardzo od siebie różne imprezy. Pierwsza to Fortarock, must-be dla wszystkich fanów metalu i heavy rocka. Line-up składający się z 18 bardziej i mnie znanych zespołów będzie prezentować się na trzech scenach już od 12:00 w południe. Będzie można zobaczyć m.in. takie gwiazdy jak Slayer, Behemoth, Dimmu Borgir. Na zakończenie organizatorzy zaplanowali koncert Iron Maiden. Będzie czego słuchać, a park Goffert podejrzewam, że będzie pękał w szwach!

W tym samamy czasie w sąsiednim Wjichen odbędzie się dziesiąta edycja festiwalu Emporium. Impreza organizowana przez club Matrixx przyciąga miłośników muzyki elektronicznej. Tematem przewodnim jest Rzymskie Imperium, a gwiazdami wieczoru będą Otto Knows ze Szwecji oraz kanadyjski duet DVBBS. 

7-9 CZERWCA – MUSIC MEETING

Jedno z moich ulubionych wydarzeń. Jeden w wielu parków w Nijmegen (ściślej mówiąc park Bakkenstein) na jeden weekend zamienia się w festiwal muzyczny "Music Meeting".  Miłośnicy dobrych dźwięków i międzynarodowych relacji znajdą z pewnością coś dla siebie. Liczni artyści z różnych stron świata dają przez dwa dni koncerty. Stoiska z jedzeniem kuszą egzotycznymi potrawami i przekąskami. Ponad to porę straganików z ręcznie robioną biżuterią, ubraniami, dekoracjami... Prawdziwa rewia barw w stylu boho.


8-9 CZERWCA – PINKSTEREN

Co tu dużo kryć, głównym wydarzeniem podczas Zielonych Świątków jest wspomniany powyżej festival Music Meeting. Ale to jednak nie koniec atrakcji. W centrum miasta odbywać się bedzie specjalny market. Miłośnicy zakupów i ulicznych straganów na pewno docenią ;)

12-18 LIPCA – VIERDAAGSE

Największa wydarzenie roku w Nijmegen. Tysiące ludzi wypełniają ulice tego na codzień spokojnego miasta. Amatorzy pieszych wędrówek z całego świata maszerują przez cztery dni przez miasto oraz okoliczne wsie/miasteczka. W tym roku będziemy obchodzić 98. tego typu imprezę. Ochotnicy już dawno zgłosili chęć marszu i pobili rekord w ilości zgłoszeń. Pomyślcie tylko co się będzie działo za dwa lata, kiedy wypadnie setna rocznica. Może powinnam już zacząć trenować i również wziąć udział w tym niesamowitym wydarzeniu?
Obok Vierdaagse w tym samym czasie całe miasto ogarnia gorączka Zomerfeesten. Od południa do późnych godzin nocnych w centrum rozbrzmiewa muzyka na żywo, śmiech i zabawa. Sceny porozstawiane w każdym zakątku Starego Miasta oraz towarzyszące im bary, ogródki piwne i tarasy zapewniają rozrywkę tłumom imprezujących. Przez C A Ł Y tydzień. Coś takiego trzeba zobaczyć choćby raz w życiu.


15 SIERPNIA – NIJMEGEN ZINGT

Kto lubi śpiewać tego ucieszy ta impreza organizowana już od kilku lat. Wieczrem na Grote Markt w sercu Nijmegen rozbrzmiewać będą holenderskie klasyki oraz międzynarodowe serenady. Śpiewać każdy może, choć oczywiście pod nadzorem profesjonalistów. Przyjdź sam i zobacz jak Nijmegen śpiewa

30 SIERPNIA – WE LOVE THE 90’S

Kto nie lubi muzyki lat 90-tych? Sztywniaki jedne! Choć nie były to najlepsze jakościowo lata dla przemysłu muzycznego, to na imprezach sprawdza się znakomicie. Kiczowate boysband'y i wołające o pomstę do nieba Eurodance... Choć nie wiem jak tandetne by były, zawsze wywołują uśmiech (lub wręcz śmiech) i ciężko przy nich usiedzieć. W końcu to piosenki naszej młodości! Kto chciałby jeszcze raz usłyszeć 2 Unlimited, Gigi D'Agostino, Five, Dune albo Party Animals? Wpisujemy park Goffert do kalendarza na ostatnią sobotę wakacji!


6-7 WRZEŚNIA – SAMBAFESTIVAL

Kolejny festival obchodzący dziesiątą rocznicę. Warsztaty samby, pokazy tańca, wystepny. Gorące klimaty w sam raz na zokończenie letniego sezonu. 

17 WRZEŚNIA – BRUGGENLOOP


I na zakończenie polecam Wam jeszcze jedno sportowe wydarzenie. Marsz przez dwa mosty w Nijmegen. Coś dla amatorów ruchu i aktywnego wypoczynku. 

niedziela, 18 maja 2014

Oświecone Zwolle

Parę tygodni temu wybraliśmy się odwiedzić rodzinę w Zwolle. Uznaliśmy, że to także świetna okazja, żeby wybrać się na mały spacer po tym hanzeatyckim mieście. Ostatecznie tyle razy już tam byłam lub przejeżdżałam, a nigdy centrum nie widziałam. A jest co oglądać. 




Zwolle jak zresztą większość holenderskich miast nie jest szczególnie duże, ale bardzo urokliwe. Centrum zachowało nieco zamknięty charakter - od reszty miasta oddzielone jest kanałami. Dzięki temu z lotu ptaka wygląda jak wyspa. Tak też zresztą jest przez mieszkańców nazywane. Piękny kościół, zabytkowa zabudowa, kanały. Wszystko to wygląda pięknie, ale umówmy się, to niemal holenderski standard. 




Co więc wyróżnia Zwolle na tle innych miast? Co oryginalnego i niespotykanego można tam zobaczyć? Mi rzuciły się w oczy trzy atrakcje:
  1. Szklany anioł stojący na środku Grote Markt przed kościołem Grote of Michaëlskerk. Posąg wykonany z 350 warstw zielonego szkła przedstawia Archanioła Michała - patrona miasta. Dzieło stosunkowo młode, bo pojawiło się w mieście niespełna 4 lata temu. Moim skromnym zdaniem ciekawy element.




  2. Muzeum "De Fundatie". W tym neoklasycystyczny budynku mieścił się kiedyś Pałac Sprawiedliwości. Od latach 80-tych budynek zaczął przechodzić kolejne przebudowy. W 1994 z sądu przeobraził się w pełni w muzeum. Sam w sobie stanowi już ciekawą perełkę architektoniczną. Jednak w 2013 dobudowano na dachu dodatkową powierzchnię wystawową. I tu zrobiło się... hmm... dziwnie. Na mój gust dziwnie. Wręcz zbędnie, ale nie jestem żadnym znawcą sztuki czy architektury. Może się zwyczajnie nie znam, ale nowoczesna kopuła na dachu pasuje mi do reszty jak świnia do karety. Albo zegarek Casio do stroju epokowego. Oceńcie sami. 



  3. Ulica Sassenstraat. Historyczna ulica, przy której mieszczą się małe, autentyczne sklepiki, restauracje i małe przedsiębiorstwa. Ulica urokliwa, ale to co mnie urzekło najbardziej to... oświetlenie! W listopadzie zeszłego roku w ramach projektu Allicht oświetlono ulicę niezwykłymi sznurami wiszących lamp. 300 kolorowych abażurów rozciągniętych na całej długości ulicy! Już za dnia wzbudza ciekawość. Wyobraźcie sobie jak spektakularnie wygląda wieczorem. Albo jeszcze lepiej: zobaczcie na własne oczy! 









sobota, 10 maja 2014

Pruderia po holendersku

Znów zawrzało. Polska weszła do finału Eurowizji. Holandia zresztą też, ale bez wielkiego halo. Choć piosenka zaprezentowana przez Ilse deLange jest bardzo przyjemna, jakoś nie wróżę im zwycięstwa. Za spokojna, za mało show, brak tego czegoś wyjątkowego. Ktoś się nie zgadza? W mojej prywatnej opinii konkurs mniej ma wspólnego z dobrą muzyką, a więcej z przedstawieniem, które ma wywołać wielkie emocje. I tak oto w tym roku mamy dylemat: cycki czy kobieta z brodą?

Po cichu liczę, że żadne z tych dwóch. Polska sprawiła mi niezły dyletam. Z jednej strony się cieszę, że są w final. Z drugiej strony... no cóż, nie okłamujmy się, że nie jest to piosenka wysokich lotów. Do tego utrwala głupie stereotypy. Wiem, wiem, to tylko parodia, ale spójrzmy prawdzie w oczy: większość widzów albo dobrowolnie zapomniała albo wogóle tego komentarza nie usłyszała. I efekt jaki jest, każdy sam widzi. Holenderska gazeta "De Telegraaf" określiła wręcz polski występ jako "peepshow". 


I się zaczęło. Jedni urażeni, oburzeni, inni się zgadzają, a jeszcze inni się w ogóle nie wypowiadają. Ktoś z urażonych tymże tytułem, odwołał się do słynnych holenderskich czerwonych dzielnic. Bo w końcu kto jak kto, ale Holendrzy nie powinni nagle robić z siebie takich pruderyjnych po obejrzeniu na scenie Polki z głębokim dekoltem. Trochę to daleko idące porównanie. Zostawmy może zatem legalną prostytucję i wszystkie amsterdamskie sex shopy w spokoju. W codziennym życiu każdy człowiek ma własne wartości i nie każdy Holender przecież jest erotomanem. Skupmy się na tym od czego zaczęliśmy: na srebrnym ekranie.

Ta cała wrzawa w okół jednego biustu przypomniała mi o pewnym nowym reality show wyemitowanym ten wiosny w Wiatrakowie. Najpopularniejszy w tym kraju program "Boer zoekt vrouw" dorobił się odpowiednika dla... naturystów. Nowy program "Adam zoekt Eva" rozgrywa się na tropikalnej bezludnej wyspie, gdzie dwoje singli ma się poznać. Żeby utrudnić sprawę, po jednym czy paru dniach przybywa jeszcze jeden towarzysz lub towarzyszka. Niby nic w tym nadzwyczajnego, co? I tu najlepsze: uczestnicy programu przez cały czas pobytu na wyspie są kompletnie... nadzy! 


Kiedy pierwszy raz o programie usłyszałam spodziewałam się, że ujęcia będą względnie subtelne lub niby zza krzaka, nieodsłaniając wszystkich tajemnic. Ależ skąd! Wszystko widać pięknie jak na dłoni. Prawdziwa lekcja anatomii. Doprawdy dziwaczne wrażenie obejrzeć taki program. Ze względu na ogromną ilość nagości zakładałam, że reality show pokazywany będzie w raczej późnych godzinach. I tu kolejna niespodzianka: emitowany był w godzinach największej oglądalności, tuż po 20:00. I gdzie ta cała pruderia?

Czy teraz kamera zaglądająca w głęboki dekolt nadal wydaje się taka gorsząca? ;)

piątek, 2 maja 2014

Wieści z drogi

Ostatnimi czasy moja blogowa aktywność jakoś zmalała, ale od paru tygodni niemal woła o pomstę do nieba. Wiem, wiem... jak długo mogę się jeszcze pracą wykręcać! Ale smutna prawda jest taka, że poza Dniem Króla, to w ostatnim miesiącu nie wiele się działo. Dni upływają mi na radosnym stukaniu w klawiaturę niczym w transie i jeszcze radośniejszych żartach z kolegami. Sporo nauczyłam się o europejskich kolejach i dalekobieżnych pociągach. Jeszcze więcej o holenderskich autostradach ;)

Codzienne obserwacje z drogi między Nijmegen a Utrechtem nieco zmieniły mój sposób spostrzegania tego kraju. Rowery i ścieżki rowerowe ustąpiły miejsca samochodom i autostradom. Dzięki Bogu, że Holendrzy prowadzą nieco lepiej niż jeżdżą na rowerach. W przeciwnym razie mielibyśmy tu istne Indie na drogach. Nie żebym twierdziła, że nie potrafią poruszać się na jednośladach... potrafią, potrafią. Tylke że czyją się do tego stopnia pewnie, że jeżdżą jak szaleni myśląć, że ścieżka do nich należy. Choć i na drogach tacy kierowcy się znajdą... Ale, żeby nie było zbyt pięknie, korki stanowią codzienny element naszej podróży.


Korki w Holandii... temat rzeka. Chyba każdy o nich słyszał, chyba każdy widział. Ja ostatnio doświadczając ich regularnie nauczyłam się pewnych zasad jakimi się rządzą. Nie licząc wypadków, korki pojawiają się głównie przy miastach i zjazdach z autostrady. Co jednak ciekawe, kończą się niespodziewanie bez wyraźnych oznak. Człowiek spodziewa się zobaczyć jakąś przyczynę, która by torowała płynny ruch, a tu ni z tego ni z owego korek rozpływa się w powietrzu. A raczej na jezdni. Ponoć prowadzi się nawet badania naukowe na temat spookfiles (czyli korków-duchów) pomiędzy Eindhoven i Bredą. Około 40% korków na tej trasie autostrady A58 to właśnie takie "duszki". 

Na szczęście tamta trasa nas nie dotyczy. Regularnie natomiast stoimy w okolicy Tiel. Nieco to irytujące, bo choć stacje radiowe zawsze informują kierowców o lokalizacji i długości zatorów, o tym nigdy nie wspominają. Myślałam z początku, że ignoranci z Randstad nie zwracają szczególnej uwagi na to co dzieje się poza tym obszarem. Pewnego razu dopiero zrozumiałam, że o standardowych , codziennych korkach nawet już nie wspominają, chyba że ich rozmiar wyraźnie się wydłuża. 

Poranne korki w Holandii
Ostatni tydzień był dla nas niemal jak marzenie. Żadnego stanie rano w drodze do pracy. Przyjemny płynny przejazd, przez śluzy i zwężenia drogi. Wszystko za sprawą meivakantie, które właśnie wypadają w Utrechcie i Nijmegen. Szkolne wakacje to świetny moment na wzięcie urlopu, szczególnie jeśli ma się dzieci. Dzięki temu ruch na drogach był odczuwalnie mniejszy. Wniosek: najlepiej pracować wtedy, kiedy inni wypoczywają ;) 


Niestety to co dobre szybko się kończy. Od poniedziałku zatem znów prawdopodobnie utkniemy w korkach. A ja będę miała więcej czasu na podziwiania wspaniałych holenderskich krajobrazów: stada pasących się krów i owiec na bezkresnej, ultrapłaskiej zielonej powierzchni. Od czasu do czasu przeciętej autostradą. Można spowrotem zasnąć od takich ekscytujących widoków ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...